wtorek, 1 maja 2012

judymowe nitki genetyczne

Powiedział, że wróci. Powiedział to pakując manatki do wielkiego miasta, wykrochmaloną pościel, bigos w słoiku i światło w oczach. Mówili: zachłyśniesz się, spodoba Ci się, takie możliwości. Jak powiedział, tak zrobił. Po sześciu latach, oto jest. Oto jest i z dumą nosi tytuł, wypisując psom leki na odpchlanie, za psie pieniądze, ale z psią wiernością. I mówią o nim: Nasz Judym. Trochę innej specjalizacji, ale właściwie kto wie, jednak wszystko się zezwierzęca...  A wtedy wie, że  misja się wypełnia.
Z "Ludzi bezdomnych" na pamięć zna rozdziały o życiu lekarza.
Dziwią się, gdy z kieszeni fartucha nagle wypada tomik Małgorzaty Hillar.
Ale z poczty odbierał też kryminały Krajewskiego.
Muzyka z komunijnego radia spowija otulone nocą ściany z reprodukcjami impresjonistów,
pośród których szepcze: Chcę.
Do ucha tego, któremu obiecał, że wróci, że będzie.
Maciek jest kolejarzem i bardzo lubi zwierzęta.

Posłuchaj.

niedziela, 29 kwietnia 2012

podróże do źródeł

Była wysoka, przeraźliwie chuda i wciąż pod nosem wyliczała, porządkowała i wymieniała kolejne numery, obserwując wszystkich i wszędzie, zaciekle notując przy tym na kratkowanym papierze i przestawiając koraliki liczydła z zachodu na wschód. Kto? Pani Statystyka. Pani Statystyka powiedziała niedawno, że policzyła ludzi i książki, dopasowała do zegarków i pór roku, porównała z popytem na okulary i zakładki i stwierdziła, że no dobrze to u nas nie jest. Zaraz zrobił się wielki raban, krzyczały krwistoczerwone nagłówki i niezliczona ilość wykrzykników, klawisz Caps Lock przeżył chwile świetności. 

Statystyka namówiła (jakimś jej tylko znanym sposobem) kamerę. Kamera namówiła ludzi Ale tak sobie myślę, że może nie każdy potrzebuje, może nie każdy wręcz zasługuje...

Bo mnie to wszystko nawet nie tylko oburza, co zadziwia. Zadziwia, że można nie otwierać tych bram, za którymi kryją się nieodkryte miejsca, niepoznani jeszcze ludzie, miliony doświadczeń, tryliony emocji, niezliczona ilość myśli. A jednocześnie narzekać na nudę. I tak się dziwię. Z książką w dłoni.

***

Majgull Axelsson – „KWIETNIOWA CZAROWNICA”

Proza Axelsson z pewnością kierowana jest do miłośników literatury niebanalnej. Konstruuje ona historie w sposób specyficzny, tworząc koktajl różnych doznań, składający się z zarówno z ducha skandynawskiej, nieco wycofanej natury (autorka pochodzi ze Szwecji), jak i silnego ładunku nieposkromionych emocji. Ta książka porywa nie pozwalając na jakiekolwiek postoje.  "Kwietniowa czarownica" to opowieść o czterech kobietach - siostrach i ich matce. Jak w każdej książce Axelsson, tu także poruszane są tematy trudne, które najchętniej spychamy na margines myśli. Bo uwierają, bo przypominają, każą się zastanawiać, ale z którymi, prędzej czy później, trzeba stanąć twarzą w twarz. Główną bohaterką jest chora na porażenie mózgowe  Desirée. Nie jest to jednak zwykła choroba. Według skandynawskich wierzeń ludowych, każdej wiosny po świecie krążą czarownice, które wcielają się w różne postacie i działają za ich pośrednictwem. jedną z nich jest właśnie Desirée. Wykorzystując ponadprzeciętną inteligencję oraz darowaną moc nawiązuje osobliwy kontakt z siostrami, w ten sposób próbując zrozumieć swoje życie i wpłynąć na ich losy. W ten sposób tworzy się wielowątkowa, pasjonująca opowieść. I choć zwykle nie przepadam za fantastyką, ten element okazał się nie dość, że akceptowany, to jeszcze bardzo potrzebny. Przez użycie magii Axelsson dobitnie ukazała szarość i chropowatość człowieka, jego małości , w jego wielkości. to jest też jedna z książek, które dają nadzieję, nadzieją osiąganą poprzez zrozumienie. Poprzez osiągnięcie swoistego katharsis w samym sobie.

A do wtóru skandynawskich liter, skandynawskie nuty. Lykke Li. Wielokulturowe doświadczenia i artystyczna dusza zamknięte w dźwiękach. Lykke Li. Klik. Do własnego odkrywania. 



Początki, zarodki, nowalijki

Mówi się, że nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Chcę się więc mylić.
Mówi się, że do niczego nie dojdzie ten, kto siedzi z nałożonymi rękoma. Nie chcę więc siedzieć.
Mówi się, że trzeba stale poszukiwać i odkrywać samego siebie. Mam więc mentalną łopatkę i kompas.

Mam niebywałą potrzebę tworzenia i dzielenia się, myślą, słowem, pomysłem, doświadczeniem, stąd pomysł na bloga. Pomysł, który się rodził, ewoluował, usypiał i budził aż w końcu przyszedł moment, kiedy poczuł, że jak zaraz nie wyjdzie na światło blogosfery, to udusi się z niedostatku pierwiastków twórczych.
Mam nadzieję, że gąsienica Pomysł przemieni się w najpiękniejszego blogowego motyla.

Chciałabym pisać o tym, co mi najbliższe - o kulturze. Przede wszystkim książkach, bo wciąż jak Syzyf wdzieram na szczyt konsumpcyjnej góry głaz - ideę czytania.I jak on wierzę w powodzenie misji.
 Ale także o filmie, teatrze, muzyce, designie, modzie. Słowem - o wszystkim, co powoduje przypływ emocji, szybsze bicie serca, ukojenie, ale też pewne wytrącenie. Co nie pozwala uśpić czujności i każe myśleć, wciąż i nieustannie.
A moja dusza wciąż zakrzykuje: EVVIVA L'ARTE!

Dźwięki powitalne